2 lipca „nadworny” historyk, Stefan Król, na szerokim tle historycznym naszkicował sylwetkę Ludwika Skrzypka (1891-1965). Ludwik, śladem ojca obrał zawód nauczyciela, ale los sprawił, że na zupełnie innym polu miał wpisać swoje nazwisko na karty dziejów Ziemi Cieszyńskiej. W czasie I wojny światowej zaciągnięty do armii cesarskiej, walczył na froncie włoskim. Po podleczeniu poniesionych ran przeniesiony został do służby w pułku cieszyńskim na stanowisko komendanta szkoły podoficerskiej. Wojna dobiegała końca i nawet w małym Cieszynie było wiadomo, że dojdzie do ważkich rozstrzygnięć. Już w połowie października 1918 r. zawiązała się polska Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego, gdy tymczasem w koszarach krystalizowały się różne opcje opanowania garnizonu i zorganizowania przewrotu wojskowego. Obok Niemców i Czechów w garnizonie służyli także Polacy. Polscy oficerowie nawiązali kontakt z Radą Narodową i utworzyli tajny komitet spiskowy. W jego gronie znalazł się por. Ludwik Skrzypek. Natychmiast po zaprzysiężeniu opracował plan operacyjny. Po otrzymanym sygnale, późnym wieczorem 31.10.przystąpił do rozbrojenia jednostki i przejęcia komendy nad garnizonem przez oficerów Polaków a następnie do opanowania ważniejszych obiektów miasta. Wykorzystanie momentu zaskoczenia i niezwykle odważna realizacja finezyjnie przygotowanego planu przyniosła oczekiwany efekt. W nocy z 31.10 na 1.11.1918 r. Cieszyn zrzucił jarzmo austriackie bez jednego wystrzału. Na wielu gmachach pojawiły się biało-czerwone flagi.
Niestety dalsze wypadki przekreśliły ten gigantyczny wysiłek całego pokolenia działaczy polskiego ruchu narodowego. Potem jeszcze widzimy Skrzypka wśród działaczy plebiscytowych i organizatorów baonu ochotników wspierających III Powstanie Śląskie. W okresie międzywojennym pełnił funkcję prezesa Koła Oficerów Rezerwy w Cieszynie a w pracy zawodowej wyróżnił się jako dyrektor Komunalnej Kasy Oszczędności. Stopniowo jednak odzywała się obłożna choroba, która uratowała go od poniewierki w czasie okupacji hitlerowskiej, ale na wiele lat przykuła do łoża. Po latach cierpienia spoczął na cmentarzu komunalnym w Cieszynie.
9 lipca sylwetkę prekursora Reformacji Jana Husa (1371-1415) przedstawił biskup senior Kościoła Ewangelickiego Augsburskiego Wyznania w Republice Czeskiej ks. dr Stanisław Piętak. Na wstępie wspomniał o poprzednikach Jana Husa (m.in. Piotra Valdo, Johna Wiklefa), następnie przedstawił sylwetkę Jana Husa, jego życie i działalność, wreszcie omówił znaczenie Husa nie tylko w dziejach Kościoła, ale także w historii i kulturze Czech i sąsiadujących krajów. Jan Hus zginął, spalony żywcem na stosie 6.07.1415 r. w Konstancji. Jego prochy wrzucono do Renu a jego dzieła spalono, aby zatrzeć po nim wszelki ślad. Zniszczono człowieka, ale nie jego dzieło. Pozostali jego uczniowie i całe zastępy tych, którym głosił Słowo Boże w ojczystym, czeskim języku, których porywał swoim nowym odczytaniem Biblii
Idee Jana Husa przedostały się na Śląsk a stąd do Polski. Widać zagrożenie z powodu szerzenia się haseł husyckich było znaczne, skoro już w 1420 r. arcybiskup Mikołaj Trąba uznał za stosowne ogłosić statuty przeciw szerzeniu się husytyzmu, wsparte w 1424 r. rygorystycznym edyktem wieluńskim wydanym pod naciskiem bp. Zbigniewa Oleśnickiego przez Władysława Jagiełłę, zakazującym jakichkolwiek kontaktów z husytami pod groźbą zarzutu zdrady majestatu królewskiego. Wcześniej (w 1421 r.) Jagiełło odmówił przyjęcia korony czeskiej z rąk husytów.
Powstanie wybuchłe w Pradze w 1419 r. rychło rozlało się na cały kraj. Reakcją na nie była ogłoszona przez króla Niemiec Zygmunta Luksemburga we Wrocławiu krucjata przeciw husytom. Kolejne krucjaty (1422, 1426, 1427, 1431) spowodowały, że działania wojenne przeniosły się na teren Austrii, Węgier, Saksonii a od 1426 r. na Śląsk i prowadzone były do 1433 r. przy niemałym udziale samych mieszkańców Śląska a także ochotników z Polski i Litwy. Zarówno odejście znacznej części wojsk husyckich i ich udział w wyprawie na Pomorze Gdańskie, jak i ugodowe stanowisko utrakwistów (odłam husycki, skupiający szlachtę i bogate mieszczaństwo) spowodowało, że osamotnieni taboryci (ludowy odłam husytyzmu) ponieśli klęskę pod Lipanami (1434), co położyło kres wszelkiej ekspansji wojskowej husytów.
Wszystkie działania wojenne, zwłaszcza na tle religijnym, pociągają za sobą ofiary i zniszczenia. Na Śląsku były one niemałe, i o tym nie należy zapominać. Nie można natomiast pomijać przyczyn wystąpienia Jana Husa, przygotowania przez niego gruntu pod wielką Reformację, jaka ogarnęła wiek później znaczną część Europy, nie można także przemilczać wielkiego przewrotu w kulturze, wywalczenia w niej miejsca dla języka czeskiego i rozwoju literatury czeskiej.
16 lipca. W napięciu mijały dni pełne skwaru, to znów gwałtownych opadów i burz. Począwszy od niedzieli pilnie obserwowałem zapowiedzi pogody. Usiłowałem też uściślić nieaktualne – jak się okazało na sezon letni – informacje, dotyczące przejazdu kolejką na Chopoka, a ceny były odstraszające, nie na naszą kieszeń. Do ostatniej też chwili liczba uczestników była płynna. Z wszystkich uwarunkowań najważniejsza jednak była pogoda, która miała przesądzić o powodzeniu wycieczki tym bardziej, że dystans do przejechania autobusem w ciągu jednego dnia osiągnął górny pułap.
Jedziemy! Przez Przełęcz Jabłonkowską, okrążając zachodnie rozłogi Pasma Wielkiej Raczy dotarliśmy do podnóża Małej Fatry. Po krótkim odpoczynku w Terchowej, klucząc pomiędzy Małą Fatrą i Magurą Orawską dotarliśmy do doliny Orawy, by przez niewysokie siodło Brestowej na skraju Gór Choczańskich przedostać się w Rużomberoku do doliny Wagu. W chwilę później otworzyła się przed nami tafla jeziora Liptowska Mara a za nią panorama Tatr Zachodnich, zaś z prawej bliskie już przedproże Tatr Niżnych. Na rogatkach Liptowskiego Mikulasza skręciliśmy w głąb Doliny Demenowskiej, aż do przysiółka Zahradki. Miejscowy parkingowy koniecznie chciał nas wysłać do Jasnej, ja zaś miałem informację, że wyciągu mamy szukać w dolince Zahradek. W końcu drogą rozpytywania w terenie dotarliśmy do poszukiwanej dolnej stacji wyciągu. Doszliśmy na czas, by po krótkiej chwili 5-osobowymi kanapami strono wznosić się na Polanę Prehybę. Kamienistą drogą było trzeba zejść do drugiej stacji z kolejką gondolową. Przerażali nas kolarscy kamikaze, którzy pruli w dół z dużą prędkością. W razie wywrotki… lepiej nie myśleć. Obszerna kabina kolejki unosiła nas na grań Chopoka (2024 m n.p.m), do nowej górnej podwójnej stacji z całym zapleczem restauracyjnym. Windą wyjechaliśmy na taras restauracyjny. Nie mogliśmy nasycić oczu zniewalającym widokiem świata gór: z najbliższymi nam Tatrami wznoszącymi się nad Kotliną Liptowską, i dziesiątków szczytów innych pasm górskich rozpościerających się za doliną Hronu na południu, po zachodnie krańce Niżnych Tatr przed Wielką i Małą Fatrą w oddali. Skoro już tyle wybudowano, chciałoby się wyjść na taras z okólnym widokiem bez plastikowych szyb, które bardzo ograniczały możliwość fotografowania i mieć wgląd także na północne zerwy Chopoka, zasłonięte pawilonem restauracyjnym. Za późno zorientowaliśmy się, że przecież można było wyjść do siodełka przed skalistą pełną rumoszu kopą Chopoka. Niestety było trzeba wracać. Z żalem wsiadaliśmy na powrót do kabiny, próbując w pamięci zachować chociaż fragmenty podziwianych z zachwytem widoków. Mieliśmy ogromne szczęście trafić na słoneczną pogodę i przejrzyste powietrze! Kilka osób z grupy było już na Chopoku, ale takiej panoramy nie mogli podziwiać. Co trzeba tu także podkreślić, obsługa kolejek odnosiła się do starszych osób z wyjątkową troską i szacunkiem.
Po krótkim odpoczynku i posileniu się w Liptowskim Mikulaszu, ruszyliśmy w drogę powrotną północnym obrzeżem Liptowskiej Mary, skrajem Tatr Zachodnich, by z najwyższego punktu drogi nad Przełęczą Huciańską (1110 m) zjechać ponownie do Doliny Orawy. Jeszcze krótki postój nad Orawskim Jeziorem w Nachodzie. Nie wiedzieliśmy, że droga do Przełęczy Glinka pod Pilskiem z powodu budowy kanalizacji jest na długim odcinku zwężona a ruch regulowany światłami. Straciliśmy mnóstwo czasu. Znaną nam już drogą przez Jeleśnią i Żywiec i nowym fragmentem obwodnicy bielskiej dojechaliśmy do domu z 20-minutowym opóźnieniem. Jeszcze po drodze podziwialiśmy w blaskach zachodzącego słońca nasze Beskidy aż hen pod Łysą Górę i Ondrzejniki.
To była cudowna wycieczka śród gór, w naszym spisie dwieście siedemdziesiąta piąta!
Czwartek 23 lipca wypełniło wspomnienie wiślańskiej nauczycielki Marii Pilch, młodszej córki Michała Pilcha i Ewy, której 25-rocznica śmierci minęła 18.07. Opowiedziała o niej ze swadą jej uczennica, prezentując przy okazji szereg zdjęć pamiątkowych, także pedagog Danuta Szczypka.
Maria, urodzona 3.02.1912 r. w Wiśle, wcześnie osierocona, miała dwóch ojczymów. Po ukończeniu cieszyńskiego gimnazjum obrała dalszą naukę w Seminarium Nauczycielskim w Krakowie, uzupełnioną Wyższym Kursem Nauczycielskim w Kielcach. Była bodaj pierwszą kobietą z Wisły, która obrała zawód nauczyciela, co w okresie międzywojennym wiązało się z wyrzeczeniem zamążpójścia. Nie łatwo też było zdobyć etat. Często zmieniała zatrudnienie, ucząc między innymi w Katowicach i w Siemianowicach. Czas wojny spędziła na robotach w Niemczech. Dopiero w 1945 r. mogła wrócić do swojej rodzinnej i ukochanej Wisły. Była nauczycielką do 1966 r. Wówczas też rozwinęła bogatą działalność kulturalną: była realizatorką audycji szkolnych w radiowęźle, prowadziła teatr amatorski w Domu Zdrojowym, zorganizowała izbę etnograficzną, wspierała inicjatywę założenia Muzeum Wiślańskiego. Była również ofiarną propagatorką turystyki i sportu wśród młodzieży szkolnej. Osobną dziedziną jej działalności była publicystyka, którą uprawiała od młodości. Liczne jej opowiadania i artykuły znajdziemy na łamach „Zarania Śląskiego”, w „Głosie Ziemi Cieszyńskiej” a także w prasie wyznaniowej i w „Kalendarzu Ewangelickim”. Jest autorką trzech publikacji książkowych: „Wisła – wieś słowiańsko – ewangelicka”, „Wisła naszych przodków” oraz „Ze starej Wisły”. Znana w środowisku kulturalnym Śląska, cieszyła się poparciem m. in. Gustawa Morcinka, natomiast przez bardzo krytyczny stosunek do stanu nauczycielskiego a także do mieszkańców Wisły utraciła znaczną część swojej popularności.
W ostatni czwartek miesiąca 30 lipca, Władysław Sosna opowiedział o losach ks. Józefa Mamicy, jednego z setek Ofiar Ziemi Cieszyńskiej w hitlerowskich obozów zagłady. Zginął 03.08.1940 w obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen.
Urodził się w chłopskiej rodzinie w Pruchnej 13.08.1878. Któż odgadnie, jak potoczyły by się jego losy, gdyby nie namowa pruchnieńskiego nauczyciela Czyża. To dzięki niemu mógł dalej się uczyć w gimnazjum ewangelickim w Cieszynie, hartować swoją polskość w „Jedności”, w końcu wykształcić się w Wiedniu i w Bazylei na duchownego ewangelickiego, w 1903 r. dostąpić ordynacji. Kilka miesięcy przebywał w bielskim „Domu Kandydatów”, dopiero gdy zwolniło się miejsce na II pastora w Błędowicach (dziś Republika Czeska), został pomocnikiem ks. Jerzego Kubaczki a od 1908 r. jego następcą w urzędzie. Na barkach obu spoczął ogrom obowiązków i stawiania czoła przeróżnym kłopotom. Mimo to ks. Mamica miał czas na działalność w Kółku Rolniczym, Polskim Towarzystwie Pedagogicznym i Macierzy Szkolnej, wybudował nową szkołę i urządził przyszkolny ogród.
Pod koniec 1918 r., gdy nareszcie kończyła się I wojna światowa, nadchodziły wielkie dni dla Ziemi Cieszyńskiej. Ks. Mamica nie tylko parafował „Głos polskiego duchowieństwa ewangelickiego w sprawie przyłączenia Śląska Wschodniego (Księstwa Cieszyńskiego) do Polski”, ale uczestniczył w uroczystym nabożeństwie i posiedzeniu duchowieństwa wraz przedstawicielami zborów, na którym formalnie podpisano akt zwierzchności Konsystorza Warszawskiego nad zborami śląsko-cieszyńskim, ustanowiono seniorat i powołano pierwszego polskiego seniora w osobie ks. Franciszka Michejdy. Niestety w krótkim czasie wypadki potoczyły się w nieoczekiwanym kierunku. Ks. K. Kuliszowi i ks. J. Mamicy Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego powierzyła misję obrony interesów Ziemi Cieszyńskiej na Konferencji Pokojowej w Paryżu. Później ks. Mamica został zastępcą przewodniczącego Komitetu Plebiscytowego w mającym się odbyć plebiscycie. W krytycznym dla Polski momencie plebiscyt został odwołany a decyzję co do przynależności Ziemi Cieszyńskiej oddano do rąk Rady Ambasadorów, która postanowiła rozdzielić Ziemię Cieszyńską pomiędzy Czecho-Słowację i Polskę. Cały kilkudziesięcioletni wysiłek obozu polskiego i kilkusetletnia tradycja Księstwa Cieszyńskiego jako nierozdzielnej całości zostały przekreślone. Obok innych, także zbór błędowicki znalazł się w granicach Republiki Czecho-Słowackiej a obecność w nim duchownego o tak zdecydowanie propolskiej postawie niepożądana.
Niebawem ks. Mamica został powołany do Poznania na stanowisko kapelana wojskowego i szefa duszpasterstwa wojskowego w okręgu poznańsko-pomorskim, a z ramienia Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego na rzeczoznawcę do spraw wyznaniowych i politycznych na ziemiach byłego zaboru pruskiego. 3.10.1920 r. objął administraturę założonego przez ks. Karola Kotulę polskiego zboru ewangelickiego w Poznaniu, zostając jednocześnie proboszczem wojskowym przy Dowództwie Okręgu Poznańsko-Pomorskim. W 1921 r. jeszcze raz zameldował się do służby w szeregach powstańców III Powstania Śląskiego. Po ustaniu wszelkich walk zaangażował się w organizowanie polskich zborów na terenie Wielkopolski, Pomorza i Mazowsza, między innymi w Toruniu, Bydgoszczy i Grudziądzu. 14.08.1921 r. r. odprawił pierwsze po wielu latach polskie nabożeństwo w Toruniu. Będąc już w stopniu pułkownika, w październiku 1935 r. na własną prośbę przeszedł w stan spoczynku. Przeniósł się wówczas do Mnicha, gdzie nabył niewielkie gospodarstwo wraz z dworkiem i tu doczekał czasu II wojny światowej. Nie wiedział, że i on znalazł się na liście poszukiwanych przez gestapo, 1.05.1940 r. poza domem został aresztowany i wywieziony do Dachau a następnie do Mauthausen-Gusen. Tu dni jego były już policzone.
W spotkaniu uczestniczyła prawnuczka ks. Mamicy, Jolanta Soszka, oraz prezes Oddziału PTEw w Bielsku-Białej Ligia Jasiok oraz Janina Szeruda-Goszyk, która pokazała kilka reprodukcji pamiątkowych zdjęć.
Tekst: Władysław Sosna, zdjęcia: Edward Figna i Władysław Sosna
Odpowiedz